piątek, 8 maja 2015

Rozdział II. Czyżbyś była (nie) w sosie?

Margaret
Nie, nie, nie! To niemożliwe.
Cały dzień mi mijał dobrze, naprawdę. Lekcje były super. Graliśmy, śmialiśmy się, bo w końcu zaraz ferie zimowe. Wszyscy  traktują mnie tak, jakbym była z nimi w tej szkole od zawsze.
Minęło pół roku od kiedy doszłam do tej szkoły. Tak wiele rzeczy się zmieniło! Byłam nawet gotowa rozdzielić tatę i Anastasię! A teraz... Teraz ja i Diana chcemy, żeby byli razem. Tak, wiem, ja i Diana razem tego chcemy. No kto by się spodziewał! Wystarczyło zaledwie pół roku, żebyśmy się zaprzyjaźniły! A rozpoczęłyśmy to planem na rozstanie rodziców.
Nasi rodzice zaplanowali dla nas wspólną kolację. Mamy iść we czwórkę do jakiejś mega drogiej restauracji. Czyli w skrócie: Będzie sztywno!
Właśnie skończył mi się trening siatkówki, więc prędko pobiegłam do samochodu, ponieważ miałam tylko godzinę na dojazd do domu i przebranie się.
Odpaliłam silnik turkusowego Ferrari. Uwielbiam ten samochód. Po Polsce nie mogłam nim jeździć, ale już kiedyś z tatą wyrobiliśmy mi prawo jazdy, więc teraz bez problemu nim jeżdżę. Czekał na mnie tutaj, w Londynie.
Dojechałam do domu. Biegnę prędko do domu, biorę kąpiel, ubieram się, suszę włosy. Jestem gotowa na kolację.
Z rodzicami i Dianą dogadaliśmy się dzień wcześniej, że pojedziemy dwoma samochodami. Ja z Dianą, nasi rodzice samochodem mojego ojca.
- Margaret! - krzyknęła Diana, będąca dwa pokoje dalej.
- Taaaaak? - przeciągnęłam "a". Pewnie chciała na mnie nawrzeszczeć, że się przeze mnie spóźni na kolację. Powoli kontynuowałam dobieranie torebki do mojej sukienki.
- Pospiesz się, bo jak się spóźnimy, to cię zabiję! - kto by pomyślał, że będzie taka podenerwowana.
- Tak, ta będzie dobra. - olewam kompletnie to co tam do mnie krzyczy moja przyjaciółka. Wybrałam różową torebkę, tak neonową, że nikt jej nie ukradnie. Następnie kieruję się do mojej szafy z butami. Patrzę na mnóstwo balerinek, trampek, szpilek, koturnów, adidasów i klapków. Decyduję się na granatowe szpilki.
Wychodzę ze swojego pokoju zdecydowanym krokiem.
- Wow - wyrwało mi się na widok Diany. - Wyglądasz świetnie!
To co powiedziałam, rzeczywiście odzwierciedlało moje myśli. Diana założyła na siebie czerwoną suknię wieczorową. Opada aż do ziemi co podkreśla smukłe kształty mojej przyjaciółki.
- Ty też wyglądasz niczego sobie. - odparła z uśmiechem. Przy niej wyglądam, jak bombka choinkowa. Moja sukienka sięga mi kolan i jest w 3 kolorach. Górny fragment jest biały, niżej znajduje się różowy pasek, a na samym dole granatowa spódnica. Może i wyglądałam elegancko, ale nie tak dobrze, jak Diana.
- Idziemy? - zapytałam. Skinęła głową.
Wychodzimy z domu. Słyszymy szczęk zamka, co oznacza, że Mary zamknęła za nami drzwi. Poszłyśmy do mojego samochodu.
- To normalne, że twój tata zaprasza córkę swojej dziewczyny na kolację? - pyta Diana.
- Właściwie to nie wiem. - odpowiadam szczerze. - Nigdy jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby zapraszał kogokolwiek na kolację.
Zapadła grobowa cisza.  Prowadziłam samochód, tak jak poinstruował mnie GPS. W końcu dotarłyśmy do ogromnego budynku w którym mieściła się restauracja.
- Wow. - wyszeptała Diana.
Skinęłam głową. Mój ojciec bardzo lubi takie miejsca, ale zazwyczaj odwiedza je tylko w sprawach biznesowych. A teraz zrobił takie "boo- yeah!" i wraz z Dianą trafiłyśmy tutaj na kolację.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tutejszych przyzwyczajeń. W szkole cały czas umieram z głodu przez ten głupi "lunch". Dlaczego nie mogą oni jeść normalnych obiadów. Albo ten cały "dinner". Nie mogę nawet spokojnie zjeść płatków z mlekiem bo patrzą na mnie wilkiem, więc muszę prosić o takie dania, jak pierogi z serem, czy fileta z kurczaka z ziemniakami. No i... co oni mają do kapusty kiszonej?! Albo ogórków?! Są pyszne, ale patrzą na mnie jak na nienormalną, gdy proszę o nie w sklepie.
- Czym mogę służyć? - zapytał jakiś gościu w smokingu, który pewnie miał sprawdzić, czy na salę nie wchodzi ktoś bez rezerwacji.
- Rezerwacja na nazwisko Plata. - odpowiedziałam.
Przez chwilę sprawdzał coś na liście po czym powiedział:
- Proszę za mną.
Szłyśmy za nim przez rzędy stolików. W końcu zatrzymałyśmy się przy wejściu do sekcji "vip".
- Zapraszam. - powiedział tylko i odszedł.
Weszłyśmy przez drzwi. W pomieszczeniu był tylko jeden stolik przy którym siedział mój ojciec wraz z Anastasią. Popijali z dwóch kieliszków napój, który najprawdopodobniej był winem. Diana i ja usiadłyśmy obok siebie, naprzeciwko rodziców.
- Co zamawiamy? - zapytał tata. Spojrzałyśmy do naszych kart. Zdecydowałam się zjeść lazanię, ponieważ nazwy pozostałych dań wydawały mi się podejrzane. Diana zamówiła to samo co ja.
Przez kolejne 20 minut rozmawialiśmy o wszystkim: o tym co się dzieje na kółku teatralnym, o moich treningach, o zawodach i tym podobnych. Później przyszedł kelner z naszymi zamówieniami.
- Boże, ale byłam głodna! - powiedziałam, gdy skończyłam jeść.
- Ja tak samo. - odparła Diana. - a teraz zetrzyj ten sos z nosa, bo wyglądasz komicznie.
Zrobiłam to, co mi zasugerowała. Byłam wręcz przejedzona, ponieważ ta lazania, była najpyszniejszą, jaką kiedykolwiek jadłam.
Tata i Anastasia również skończyli jeść. Nagle mój ojciec zaczął coś mówić do matki mojej przyjaciółki o tym, jaka jest cudowna, że bez niej jego życie wydaje się nudne i inne głupoty. Po chwili wyciągnął pudełko, w jakich zwykle trzyma się biżuterię i zapytał:
- Anastasio, wyjdziesz za mnie?
Otworzył pudełko. Znajdował się w nim cudowny pierścionek zaręczynowy. Diament błyszczał oświetlony przez blask świec, złoto wydawało się rozjaśniać całe to pomieszczenie.
- O mój boże! Tak! Tak! - krzyknęła Anastasia i dała się otoczyć ramionami.
Diana i ja siedziałyśmy zdezorientowane, zaskoczone. To znaczyło, że niedługo będziemy nie tylko przyjaciółkami, ale i siostrami. Diana poklepała mnie po ramieniu. Byłam smutna i jednocześnie szczęśliwa.

Diana
- Boże, ale byłam głodna! - powiedziała Margaret. Odłożyłam sztućce na talerz, a chusteczką przejechałam po ustach, aby upewnić się, czy na pewno nie będę w sosie. Lazania była pyszna i wręcz rozpływała się w ustach, pozostawiając jedynie pyszny smak.
- Ja tak samo. - odparłam patrząc na moją mamę i Thomasa. Wyglądali razem tak pięknie i jeszcze byli szczęśliwi. Czy to nie przeznaczenie? - a teraz zetrzyj ten sos z nosa, bo wyglądasz komicznie.
Kiedy zrobiła to, co zasugerowałam, rodzice już dokończyli swój posiłek. Thomas wstał, zwracając przy tym dużą uwagę ludzi z sali obok, jednak to jego nie interesowało. Był wpatrzony w moją mamę, jak w obrazek.
 - Wiem, że nie znamy się długo. - zaczął, a ja wręcz zakrztusiłam się wodą, którą piłam, bo domyśliłam się, co on właśnie robi. - Ale czuję, że jesteś kobietą mojego życia. Jesteś cudowną kobietą dla mnie i mojej córki, a ja nie wyobrażam sobie zepsuć tego, co wytworzyło się między nami. Bez ciebie życie wydaje się takie nudne i bez kolorów. Rozświetlasz mój świat . - jego głos był pewny siebie, jednak wsłuchawszy się bardziej, usłyszałam niepewną nutkę. Ukląkł na jedno kolano, po czym z czarnej marynarki wyjął czerwone pudełeczko. Moja mama wydała cichy pisk szczęścia, ale na tyle cichy, by Thomas go nie usłyszał.
- O mój boże. - szepnęłam do siebie w tym samym czasie co mężczyzna wymówił to magiczne zdanie.
- Anastasio, wyjdziesz za mnie?
Pierścionek wydawał się świecić w blasku świec. Był piękny, a moja mama, zamiast patrzeć na pierścionek, wolała spoglądać swojemu ukochanemu w oczy. Cała sąsiednia sala patrzyła na nią, a po czole Thomasa poleciała jedna kropelka potu. Moja mama, jakby była tykającą bombą, nagle wybuchła.
- O mój boże! Tak! Tak! - krzyknęła prawie na całą salę i dała się otoczyć ramionami mojego przyszłego ojczyma.
Margaret wyglądała na szczęśliwą, jednak w jej oczach czaiło się trochę smutku. Poklepałam ją po ramieniu. Niedługo będziemy nie tylko przyjaciółkami, ale też i siostrami. Na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech i nagle zdałam sobie sprawę, że wycierając chusteczką usta starłam czerwoną szminkę. Przewróciłam oczami na samą siebie i zapiszczałam.
- To kiedy wesele?!
Mama i Thomas zaśmiali się, a napięcie zniknęło z powietrza zaraz po tym, kiedy moja mama przyjęła na palec pierścionek.

 * * *

Siedziałam na lekcji, cały czas miarowo uderzając ołówkiem o ławkę. Nie potrafiłam się skupić na tym, co mówi nauczycielka, ponieważ całe moje myśli pochłaniało wesele. Dzisiaj w szkole pojawił się nowy chłopak, ale nie zwróciłam zbytnio na niego uwagi.
- Panno Parker, zechce nam pani odpowiedzieć, w którym roku odbyła się koronacja Ottona I na cesarza ?
Zawstydzona spuściłam głowę. No dalej, Diana, to proste, przypomnij sobie!
- 2 luty 962 rok - odezwał się czarnowłosy, zanim zdążyłam powiedzieć, że nie wiem.
-  Upadek cesarstwa Zachodnio-rzymskiego?
-  476 rok.
- koronacja Karola Wielkiego na cesarza?
- 800 rok.
- 843 rok? - skupił się pan Smith.
- Traktat w Verdun, na którym doszło do podziału monarchii pomiędzy Karola Łysego, Ludwika Niemieckiego, Lotara.
-  W którym roku król Anglii zwołał stany generalne?
- 1302 rok.
- Nie! 1303 rok! - uśmiechnął się zwycięsko nauczyciel.
Otworzyłam podręcznik szukając odpowiedniej strony.
- 1302 rok, proszę pana. - uśmiechnęłam się z podziwem nowego. Dopiero teraz zauważyłam, jak blisko mnie siedzi. Miał długie, czarne włosy postawione do góry oraz tego samego koloru oczy. Był umięśniony i przystojny. Jak ja mogłam nie zwrócić na niego uwagi?  Podniosłam się natychmiast na dźwięk dzwonka i podeszłam do niego.
- Dzięki. - podrapałam się zakłopotana po karku.
Wzruszył ramionami i wyszedł, a ja przez chwile stałam w szoku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz